wtorek, 9 września 2014

Rozdział 18

Tak na wstępie: wciąż poszukuję bety. Chętnych poprosiłabym o pozostawienie swojego adresu e-mail w komentarzu. A tymczasem... zapraszam do czytania rozdziału 18. ;)

~ ~ ~

Ciemna peleryna Severusa Snape'a łopotała gniewnie, kiedy szybkim krokiem przemierzał szkolne korytarze. Wokół było dosyć cicho - jak zawsze, gdy uczniowie wyjeżdżali do swoich domów. Wtedy cały Hogwart pokrywała płachta ciszy i spokoju, którą mężczyzna lubił najbardziej. Najwyraźniej jednak byli również tacy, którzy za wszelką cenę chcieli trochę ożywić atmosferę dźwiękami dziecięcego krzyku.

Kiedy Snape wyszedł zza zakrętu jednego z wielu długich korytarzy, zauważył Carrow'ów pochylającym się nad jakimś drugoklasistą - jednego z nielicznych, którzy musieli zostać w szkole. Krzyczeli coś o nie pokłonieniu się przed nimi, kiedy się mijali. Severus westchnął ciężko. Ta dwójka była strasznie impulsywna i wcale by się nie zdziwił, gdyby liczba młodszych dzieciaków w Hogwarcie znacznie zmalała.
- Co się tu dzieje? - warknął, podchodząc do nich. Uniósł wyżej podbródek i spojrzał na nich z wyższością.
Alecto niechętnie uniosła wzrok znad chłopaka, który kulił się pod ścianą i z ironicznym uśmiechem zwróciła się do mężczyzny:
- Nie widzisz? Wymierzamy odpowiednią karę temu gówniarzowi - syknęła przez zęby. 
Amycus roześmiał się szyderczo i skierował swoją różdżkę na drugoklasistę.
- Crucio! - krzyknął i wszystkich oślepił czerwony promień światła, który ugodził chłopca w plecy.
Snape przyglądał się chwilę tej scenie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Już w momencie, w którym pozwolił Śmierciożercom na używanie zaklęć zakazanych wiedział, że wywoła to chaos w Hogwarcie. Gdyby jednak tego nie zrobił, mogliby zwątpić w jego wierność Czarnemu Panu i odwrócić się do niego. Teraz jednak miał zamiar zdobyć ich zaufanie na długo, a to nie było zbyt trudnym zadaniem.
Uniósł rękę, powstrzymując Amycusa przed torturami.
- Dość - powiedział cicho, a kiedy mężczyzna opuścił różdżkę z powrotem schował dłoń w fałdach szaty.
Alecto spiorunowała go wzrokiem, ale nie odezwała się. To nawet dobrze, bo Severus nie miał ochoty wdawać się w dyskusję. Wyminął ich i ruszył dalej, kontynuując przerwaną wędrówkę do swojego gabinetu.

~ ~ ~

Gdy dotarł na miejsce, Vivienna już na niego czekała. Siedziała w miękkim fotelu przy kominku, przyglądając się płomykom z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę - za każdym razem gdy chciał ją trochę rozpracować, ocenić jej przydatność, zamykała się przed nim jeszcze bardziej niż przy poprzedniej próbie. W końcu na razie sobie odpuścił, obiecując sobie, że spróbuje ją zmusić do szczerej rozmowy kiedy indziej.
Podszedł do biurka i usiadł w fotelu za nim. Nie zdradzał się z tym, ale dość dziwnie się czuł zajmując miejsce, w którym kiedyś przesiadywał Albus. Darzył tego człowieka szacunkiem, ale musiał go zabić. Mimo wszystko to było jego obowiązek.
Inaczej sam by zginął, bo nie dotrzymałby przysięgi.
Vivienna podniosła się powoli i podeszła do biurka.
- Severusie - zaczęła chłodno, stając zaledwie kilka metrów od niego - ponownie nalegam, abyś odwołał Turniej.
Snape dzielnie wytrzymał jej zimne jak lód spojrzenie i zmusił się, aby mówić spokojnie.
- Przerabialiśmy to już kilka razy - rzekł, nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Nie mogę i nie chcę tego zrobić.
Spojrzenie Vivienny ciskało piorunami. Domyślał się, że gdyby jej wzrok potrafił zabijać, leżałby już na podłodze, zimny i nieobecny ciałem.
- Rozumiem, że chcesz powoli pozbywać się świty Pottera, ale to barbarzyństwo! - krzyknęła, opierając dłonie na blacie biurka i pochylając się tak nisko, że niemalże stykali się nosami.
Mężczyzna otworzył lekko usta, ale po chwili je zamknął, nie wiedząc, jak zaprotestować. Siedział więc cicho, przyglądając się hipnotyzującym oczom kobiety.
Stone westchnęła ciężko i odsunęła się od niego. Podeszła do okna, splotła ręce na piersi i zaczęła wpatrywać się w krajobraz za oknem.
- Nie uważasz, że to jest podejrzane? - spytała, nie spoglądając na niego.
Severus zastanowił się chwilę.
- Nie - odpowiedział w końcu. - Wszyscy myślą, że losowanie było całkowicie przypadkowe i  Lovegood miała po prostu pecha. Co innego ten cały Crawford. On został wylosowany na prawdę.
Vivienna oderwała wzrok od okna i skierowała go na Śmierciożercę.
- Czyli ukartowałeś to, aby Luna została wylosowana?
Snape kiwnął głową, zastanawiając się, jak wiele może powiedzieć kobiecie, aby zdobyć jej zaufanie.
Zmrużyła lekko oczy i zaczęła powoli przechadzać się po pokoju.
- Sprytnie - przyznała. Zdawała się nie zauważyć tego, że mężczyzna wodzi za nią wzrokiem. - A jeśli nie zginie?
To pytanie tak go zdziwiło, że przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Nie ma takiej możliwości. - Odchrząknął, poprawiając się w fotelu. Stone przyglądała mu się badawczo. - Lovegood jest zbyt słaba. Jeśli nikt jej nie dopadnie i nie zabije, to wykończy ją coś innego. Zwierzęta, przyroda, a nawet własna psychika.
- Psychika, powiadasz?
- Owszem. Tylko pomyśl - jesteś sama na nieznanym dla siebie obszarze, nie masz nic do jedzenia ani picia, nie masz nawet różdżki. Boisz się wszystkiego dookoła, w końcu zaczynasz histeryzować, wariujesz i sama siebie wykończasz.
Kobieta pokiwała z uznaniem głową. Jej twarz odrobinę złagodniała, a oczy nie ciskały już piorunów.
- Jednak mimo wszystko nie ty panujesz nad Turniejem, tylko Ministerstwo.
Severus lekko uniósł kąciki ust.
- To nie szkodzi - powiedział jedynie i w pokoju zapadła długa cisza.
Vivienna nie przestawała się przechadzać. Robiła to coraz wolniej, aż w końcu zatrzymała się, spojrzała na swojego towarzysza i westchnęła. Nie było to westchnienie rezygnacji - bardziej zażenowania.
- Mimo wszystko nie zmieniam zdania, co do tego, że to barbarzyństwo.
Mina Snape'a zrzedła.
- Co mam zrobić, żebyś wreszcie dała z tym spokój? - spytał zrezygnowany.
Stone spiorunowała go wzrokiem, ale nie odpowiedziała od razu. Zastanawiała się przez chwilę nad rozwiązaniem, które będzie wygodne dla ich obojga, aż wreszcie wpadła na pewien pomysł.
- Wiem - rzekła, a kiedy ich oczy się spotkały, uśmiechnęła się lekko, ale bez nuty wesołości. - Różdżki.
- Różdżki?
- Tak, różdżki. Wiem, że to ma być Turniej Mugolski, ale taki jest mój warunek. Oczywiście nie mówię, żebyś wciskał im je do rąk już na samym starcie. Chcę, abyś je gdzieś ukrył.
Mężczyzna przyglądał jej się uważnie.
- Do czego zmierzasz? - zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszała.
- Będą musieli się wysilić i ich poszukać - powiedziała, kontynuując swoją przechadzkę po pokoju. - Te osoby, którym się uda je zdobyć, będą miały większe szanse.
Severus podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do okna. Pomysł kobiety nie był głupi. Wydawałoby się wręcz, że był genialny. Przy takim układzie oboje byliby zadowoleni.
- Dobrze, zastanowię się nad tym - powiedział powoli, lekko przeciągając niektóre sylaby.
Vivienna uśmiechnęła się usatysfakcjonowana i ruszyła w stronę drzwi, aby wyjść z gabinetu. Kiedy położyła dłoń na klamce i już miała wyjść na schody, zatrzymała się i spojrzała na mężczyznę.
- Mówiłeś, że do udziału w Turnieju będą brane osoby od dwunastego do osiemnastego roku życia - zauważyła - a w Hogwarcie naukę kończy się w wieku siedemnastu lat.
Snape spojrzał w jej stronę i uśmiechnął się tajemniczo.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, moja droga.


Rozdział miał być dłuższy, ale że wpadłam i dostałam szlaban jest tylko tyle. Nie wiem kiedy będzie następny.
Zadanie dla was - kolejny rozdział nie pojawi się jeśli pod tym nie będzie przynajmniej czterech komentarzy! Spam i takie inne się nie liczą. ;) Powodzenia!


Szablon wykonany przez Jill