środa, 31 października 2012

Rozdział 3

Na szczęście Dylan trafił do Ravenclavu. On i Luna nie odchodzili od siebie na krok, chcieli nacieszyć się tym, że znów mogą wspólnie spędzać czas.
Okazało się, że prefekt Krukonów zachorował i teraz Dylan go zastępuje.
- Ale super! - krzyknęła Luna, widząc odznakę na jego piersi.
- Wiem. Same szczęścia mnie tu spotykają! - zaśmiał się. - Może jeszcze przyjmą mnie do drużyny, mówiąc, że widzieli moje poczynania w Dumstrangu i są mną zainteresowani? - zażartował.
Luna zaśmiała się wesoło.
- Która godzina? - spytała, poprawiając się w fotelu. Chłopak spojrzał na swój zegarek.
- Za dziesięć trzynasta - oznajmił. - Chyba powinniśmy iść na obiad.
- Tak, masz rację... A kiedy jest najbliższa lekcja?
- Za dwie godziny. Mamy transmutację - poinformował ją Dylan. Oboje wstali. Luna poprawiła swoje szaty, chwyciła swoją torbę, sprawdziła zawartość i u boku przyjaciela wyszła z Pokoju Wspólnego.

~*~

Sklepienie Wielkiej sali było pogodne. Słońce świeciło, ani jednej chmurki.
Krukonka usiadła do stołu obok Dylana. Nałożyła sobie na talerz trochę sałatki i ziemniaków, po czym zaczęła jeść. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była głodna. Kiedy skończyła, spojrzała na stół Ślizgonów. Nie wiedziała, co ją podkusiło, ale musiała tam zerknąć. Pansy Parkinson łypnęła na nią groźnie, a Draco, nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna coś do niego mówiła, gadał ze swoimi "gorylami".
- Halo! Ziemia do Panny Lovegood! - Dylan machał jej ręką przed oczami.
- C-co? - spytała zdezorientowana.
- Gapisz się na tego Malfoy'a jak na jakieś cudo. - Luna usłyszała w jego słowach nutę zazdrości. Spojrzała na niego zdziwiona, czując nawet lekkie obrzydzenie, ale szybko odwróciła wzrok w stronę stołu Slytherinu.
On patrzył na nią.

~*~

Lekcja transmutacji przebiegła szybko. W sumie nie nauczyli się nic nowego.
Teraz przyszła kolej na eliksiry. Zebrani uczniowie szeptali coś do siebie gorączkowo. Nikt nie mógł doczekać się lekcji z nową nauczycielką. Kiedy drzwi otworzyły się, wszyscy zamilkli. Stanęła w nich wysoka blondynka o lodowatym spojrzeniu.
- Wchodźcie - rzuciła chłodno i wróciła do sali. Wszyscy weszli tak cicho, że nawet ich to zdziwiło. Na środku klasy stał duży kocioł. W środku był eliksir o barwie złoto-brązowej.
- Zajmijcie miejsca - mruknęła nauczycielka, siadając przy biurku. Kiedy wszyscy wykonali jej polecenie, zaczęła lekcję: - Jestem waszą nową nauczycielką eliksirów, to już zapewne wiecie. Mam na imię Vivienna Stone. - Tu zapadła chwilowa cisza. Kobieta zmierzyła wszystkich wzrokiem. - Jest dopiero początek roku, więc zaczniemy od czegoś prostego. Dzisiaj porozmawiamy o najsilniejszym eliksirze miłosnym.
Nauczycielka podeszła do kotła.
- Kto z was wie, jak się nazywa? - spytała, rozglądając się po klasie. Pare rąk uniosło się w górę. Spojrzała na Lunę, która momentalnie znieruchomiała. - Może ty nam powiesz?
Krukonka wstała niepewnie, ale kiedy poczuła, że Dylan złapał ją za rękę, nabrała pewności siebie.
- To Amortencja - powiedziała. - Nie wywołuje prawdziwej miłości, tylko głębokie zadurzenie.
Profesor uśmiechnęła się lekko.
- Czy ma jakieś cechy charakterystyczne?
- Nie ma. Zmieszany z inną substancją traci swój kolor. Jego zapach każda osoba odczuwa inaczej - powiedziała i wychyliła się lekko. Armoat z kotła doleciał do niej i wciągnęła głęboko powietrze. - Ja czuję Lilie, męskie perfumy i... budyń malinowy.
Kilka osób parsknęło śmiechem.
- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Ravenclawu.
Białowłosa usiadła, uśmiechając się szeroko. Dopiero drugi tydzień szkoły, a oni już zdobywają pierwsze punkty.

~*~

Wszyscy siedzieli już w Wielkiej Sali na kolacji lub w swoich dormitoriach. Jedynie Luna szła teraz po schodach, wracając z biblioteki, w której szukała materiałów na wypracowanie z Obrony przed Czarną Magią. Snape oczywiście nie mógł im odpuścić.
- Ej, Lovegood! - zawołał ktoś z tyłu. Dziewczyna odwróciła się. Po schodach schodził Malfoy.
- Hm? - spytała, zdziwiona tym, że zwracał się do niej.
- Pamiętasz tą sytuację pierwszego dnia szkoły? - spytał, a kiedy ona kiwnęła głową, ciągną dalej. - Odkręciłem to. Nie odebrała wam żadnych punktów.
- Nie...nie musiałeś...
- Ale chciałem - powiedział.
- Nie potrzebuję pomocy, ale dzięki.
- To nie z waszego powodu. Nie chcę mieś przerąbane tylko dlatego, że Pansy zachciało się poznęcać nad jakimiś żałosnymi Krukonami. - Draco spochmurniał. Wyminął Lunę i ruszył w stronę Lochów. Dziewczyna stała jeszcze przez chwilę osłupiała. Po chwili ocknęła się i ruszyła dalej.
Nie minęła trzech korytarzy, kiedy zauważyła Dylana, który teraz patrolował drugie piętro.
- O, cześć! - zawołał, widząc białowłosą.
- Hej. Jeszcze nie skończyłeś? - spytała.
- Nie, dopiero za pół godziny. - Spojrzał na nią. - Może...Masz ochotę iść ze mną na błonia? Zrobimy sobie mały piknik...
- Oczywiście! - odparła szybko, rozweselając się i zapominając o krótkiej wymianie zdań z Malfoy'em.
- To super! Czekaj w Pokoju Wspólnym. Będę za godzinę.

3 komentarze:

  1. Super rozdziały(czytałam na raz ten i 2)!
    Czekam na następny!
    Zapraszam:
    http://ineedu2smile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział tylko trochę krótki :( Ale to nic :) Widzę, że wena dopisuje bo rozdziały dodajesz jeden po drugim :D Dziękuję ,że mnie poinformowałaś o tym rozdziale i liczę,że poinformujesz także o 4 ^^ luna-draco-i-tajemnica.blogspot.com jak tylko założę nowego bloga poinformuje cię, pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nice, nice.. Nieźle się rozkręcasz, ale szkoda mi tylko, że również zrobiłaś kobietę podobną do tej, którą mam na swoim blogu. Więcej kreatywności i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill