czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 12

Postanowienie Luny było trudne do wykonania, ponieważ Draco non stop był w czyimś towarzystwie; raz był to wianuszek po uszy zakochanych w nim w dziewczyn, a raz grupka osiłków. Musiała zadowolić się widywaniem go na lekcjach eliksirów, gdzie dzieliło ich tylko kilka ławek. Na każdej lekcji ich spojrzenia się krzyżowały, a ślizgon robił śmieszne miny.
Ten jeden, jedyny raz nie powstrzymała chichotu.
- Lovegood. - Syknął Snape, patrząc na nią spod byka. Jak zwykle jego oczy były przepełnione nienawiścią oraz niechęcią. - Masz nam może coś do powiedzenia?
- Nie, profesorze. - Wydukała, spuszczając wzrok na podręcznik lezący na ławce.
- Jeśli raz jeszcze przeszkodzisz w lekcji, przydzielę Cię do szorowania toalet. - Warknął i podjął przerwany przez Lunę monolog na temat różnicy wampirów i wilkołaków.

~*~

Na obiedzie panowała dziwna atmosfera; nauczyciele rozmawiali półgłosem, naradzali się nad czymś, a na środku podestu, czyli tam, gdzie Snape ogłasza różne wiadomości stały dwie, szklane misy. Obie były puste.
- O co chodzi? - Spytała szeptem Lily. Jej niesforne, brązowe loczki były bardziej potargane niż zwykle, czekoladowe oczy odrobinkę przyduże.
- Nie mam pojęcia. - Odpowiedziała jej Alex, zajmując miejsce przy stole.
Luna mąciła łyżką w swojej zupie, od czasu do czasu biorąc ja do ust.
- Może oni znowu przyjechali? - Wyszeptała Lily, źrenice znacznie jej się powiększyły. Wyglądała jak małe, bezbronne, przerażone dziecko, które po raz pierwszy w życiu zostało same w domu.
- Oni? - Rosalie uniosła pytająco brwi. Złote loki spięła w ciasny kok, a błękitne oczy były przesłonione mniejszą ilością makijażu niż zwykle.
- No wiesz.. Śmierciożercy. - Ostatnie słowa wypowiedziała bardzo cicho, aby tylko one mogły je usłyszeć.
- Oni raczej nie mają po co tu wracać. - Wtrąciła się Luna. Wszystkie dziewczyny skupiły na niej całą swoją uwagę. Siedzący niedaleko Dylan nadstawił uszy. - W końcu Harry'ego już nie ma. - Wyjaśniła. - A chyba tylko o niego im chodzi, nie?
Rose zmrużyła oczy i zastanowiła się chwilę.
- Fakt. Ale kto wie, może chcą się jeszcze nad nami poznęcać..
Białowłosa przypomniała sobie dni, które spędziła w Skrzydle Szpitalnym. To wtedy wraz z Ginny zostały zostały brutalnie torturowane, aby wydobyć z nich jakiekolwiek informacje. To Vivienna rzuciła na nie jedno z zaklęć zakazanych.
Wspominanie tamtych chwil nie było dla Krukonki miłym przeżyciem, więc w geście obronnym objęła się rękoma i pomachała głową, by odgonić owe myśli.
- Luna..? - Szepnęła Rosalie i objęła ją ramieniem. - Spokojnie, nie pozwolimy im Cię skrzywdzić.. - Powiedziała tak, jakby czytała w jej myślach. Zapewne wszystkie pamiętały, co się wydarzyło w gabinecie dyrektora Snape'a.
Rozmowę zagłuszyło donośne chrząknięcie Hagrida. Wszyscy skierowali wzrok na podest pomiędzy dwoma misami, gdzie pojawiła się profesor McGonagall.
- Drogie dzieci! - Zaczęła, unosząc delikatnie ręce, w geście pokojowym. - Co 25 lat organizowany jest Światowy Turniej Mugolski.
Po sali przeszedł cichy pomruk. Mugolski? Nikt nic nie rozumiał.
- Tak, dobrze się wyraziłam. Mugolski. - Powiedziała Minerwa, nieudolnie kryjąc lekką irytację. - Podczas owego Turnieju z każdej szkoły magicznej losowana jest dwójka uczestników, obu płci. Wiek się nie liczy. - Kilkoro uczniów zaklaskało, kilkoro zachcichotało. - Cóż, ja bym się nie cieszyła. Uczniowie będą walczyć na śmierć i życie - Skrzywiła się. Od razu było widać, że to jej nie odpowiada. - aby wrócić do domu. Może być dwóch zwycięzców, pod warunkiem, że będą z tej samej szkoły. Losowanie odbędzie się za dwa tygodnie. Do tego czasu, każdy uczeń musi napisać na karteczce swoje imię i nazwisko i wrzucić je do tych mis. Dziewczynki do prawej, chłopcy do lewej. Bez wyjątku. - Dodała ponuro, po czym zeszła z podestu i wróciła do stołu.
To oznaczało koniec obiadu.

~*~

- Światowy Turniej Mugolski? - Zdziwiła się Lily. - Walka na śmierć i życie? O powrót do domu? Nic nie rozumiem!
Ściskała poduszkę, siedząc na swoim łóżku w dormitorium. Byłą jeszcze bardziej przerażona, niż kilka godzin wcześniej, co zdawało się być niemożliwe.
- Och, zamknij się. - Warknęła Rosalie. Pocierała opuszkami palców skronie, oczy miała zamknięte. Można było się domyślić, że próbuje wszystko ułożyć w jednolitą całość.
Alex i Maria były na kolacji. Obiecały przynieść coś do jedzenia pozostałym.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Luna wstała z łóżka i poszła otworzyć. Zdziwiła się na widok małej, kruchej dziewczynki. Niewątpliwie była dopiero w pierwszej klasie, nie miała więcej niż jedenaście lat.
- Ja.. Ja przepraszam, ale.. Podsłuchałam waszą rozmowę. - Powiedziała. Jej cichy, wysoki głos pieścił uszy każdego, kto jej słuchał. - Mogę wam wytłumaczyć, o co chodzi z Turniejem.
Białowłosa zawahała się.
- Wpuść ją. - Powiedziała Rose. Krukonka przepuściła dziewczynkę w drzwiach, a ona natychmiast usadowiła się wygodnie na jej łóżku. - Jak masz na imię?
- Cassie. - Opowiedziała. - Cassie Devereux.
- To twój pierwszy rok w Hogwarcie?
Kiwnęła głową.
- A więc.. Wytłumacz nam, o co chodzi w tym Turnieju.
Dziewczynka odchrząknęła, a wszystkie osoby w dormitorium skierowały na nią wzrok.
- Mój tata uczestniczył w tej grze, dwadzieścia pięć lat temu. Był jedynym zwycięzcą, jego partnerka została zamordowana przez innego czarodzieja. Za każdym razem jest dwudziestu czterech zawodników. Zostaje przygotowana dla nich specjalna arena - nikt nie wie, jak będzie wyglądać, gdyż za każdym razem jest inna. Raz jest na pustyni, raz w dżungli. Uczestnicy zostają rozsadzeni po całej powierzchni areny. Pierwszy dzień jest zawsze najtrudniejszy, pada najwięcej trupów.
Wszystkie się wzdrygnęły.
- Trzeba odnaleźć tak zwane drzewo życia. Na jego gałęziach i przy konarze znajdziecie wszystko niezbędne do przeżycia; broń, plecaki, śpiwory, baniaki na wodę i tym podobne.
- Zaraz, zaraz.. - Wtrąciła się Rose. - Nie możemy korzystać z różdżek?
- Nie. To jest Światowy Turniej MUGOLSKI. W ten sposób Ministerstwo Magii, a raczej niektóre osoby, pochodzące z rodziny mugoli, chcą pokazać, że osoby niemagiczne mają tak samo trudno jak my.
Alex prychnęła. Właśnie doszła z Marią.
- Przez kilka tygodni walczą o życie, każdy chce wrócić żywy. Z początku zawodnicy zawierają sojusze i eliminują przeciwników, a pod koniec sami się zabijają, by wygrać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
No, to ja już chyba wracam na stałe! :D Mam nadzieję, że odstęp kilku dni pomiędzy rozdziałami się podoba. xD No cóż, do następnego rozdziału!
P.S. Podoba się nowy wygląd bloga? 8)

4 komentarze:

  1. Hej! :)
    Odkryłam (JA ODKRYWCA :D) Twojego bloga dokładnie dzisiaj o wpół do trzeciej i przeczytałąm sobie wszystko od początku.
    Stwierdzam, że blog jest świetny i aż chce się go czytać! Trochę zawiało ,,Igrzyskami Śmierci". ;)
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Nadya.

    + Jeśli masz ochotę, wpadnij - Hej. Właśnie trafiłam na Twojego bloga. Przyznam, że jest ciekawy. Nie obraź się, ale robisz trochę błędów i literówek. Mimo wszystko, mam zamiar jeszcze wpaść, jestem ciekawa, co będzie dalej ;)

    Pozdrawiam i życzę weny.
    Nadya.

    +Masz ochotę, wpadnij! http://hermionadracoocaleni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział.
    Widzę, że i w tym jak i poprzednim rozdziale dodałaś wątku z ''Igrzysk Śmierci''
    Pozdrawiam,
    Crazy
    ______
    Zapraszam na mój blog:
    www.nieuwazne-zyczenie-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu tak mieszasz? Nie kwestionuję Twojego wyboru, że wprowadziłaś wątek z 'Igrzysk Śmierci', ale to mi tak strasznie przeszkadza w świecie magii -.- Może jakoś fajnie to opiszesz i wyciągniesz, ale nie lubię takiego mieszania.. Dobra, lecę czytać dalej :) Powodzenia! ;*
    Zrób z tego opowiadania perełkę <3
    Fallen_Angel

    OdpowiedzUsuń
  4. za dużo dodalaś Igrzysk Śmierci i to według mnie zaczyna psuć tego bloga :/

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Jill